czwartek, sierpnia 20, 2015

Obniżenie poziomu wody w rzekach ujawniło, że energetycy pływali bez majtek


Tak na okoliczność sierpniowego kryzysu energetycznego można by żartobliwie strawestować znane powiedzenie Warrena Buffeta z rynków finansowych:  Only when the tide goes out do you discover who's been swimming naked (dopiero odpływ pokazuje kto pływał nago). Można by, gdyby chodziło o wartość jednej ze spółek giełdowych, a nie bezpieczeństwo państwa, tysięcy firm i obywateli.

Choć Polska należała do tych krajów w których upały dały się tego lata szczególnie we znaki, to jednak szyty letnie zapotrzebowania na energię od pewnego czasu przeżywa cała Europa. często na większą skalę. Ale żaden inny kraj UE nie znalazł się jednak nigdy w tak krytycznej sytuacji jeśli chodzi o bezpieczeństwo dostaw energii. Wysokie temperatury powietrza i obniżenie się poziomu wody w rzekach unaoczniły czym się rożni polska energetyka od tej funkcjonującej obecnie UE, w tym oczywiste ale od dawna lekceważone  fakty, Polska:
  • zajmuje przedostatnie miejsce w Europie pod względem zasobów wód na jednego mieszkańca na rok;
  • ma przemysł ( w szczególności energetyczny) trzy razy bardziej wodochłonny niż przemysł europejski,
  • ma jeden z najmniejszych udziałów źródeł rozproszonych  w strukturze wytwarzania energii,
  • ma najmniejszy (na mieszkańca)  udział systemów fotowoltaicznych.
W tej sytuacji panaceum na problemy z chłodzeniem bloków energetycznych i ograniczeniem w przesyle energii w szczycie letnim nie jest zapowiadana budowa kolejnych nowych elektrowni cieplnych, najbardziej węglowych, potem jądrowych, a na końcu gazowych (w takiej kolejności bowiem kształtuje się zapotrzebowanie na deficytową wodę do chłodzenia, od 3-4 m3/MWh do 1 m3/MWh). 

Interesy sektora energetycznego opartego w ponad 90% na elektrowniach cieplnych (o tak dużym zużyciu wody)  powodują, że Polska od dekady nie może wdrożyć ramowej dyrektywy wodnej, gdyż wiązałoby  się to m.in. z wprowadzeniem opłat (zrezygnowania z wieloletnich zwolnień) za  wodę do chłodzenia bloków elektrowni węglowych. Przyznał to niedawno minister Maciej Grabowski informując o fiasku uchwalenia nowego Prawa wodnego (prace trwały tyle samo ile zajęło rządowi chwalenie ustawy o OZE, z uwagi na skuteczny opór energetyki).

Z przepisami chroniącymi krajowe zasobu wodne można by w starym stylu dalej zwlekać i cieszyć się jeszcze przez chwilę z „renty zacofania”, co promuje jeden z rządowych strategów gospodarczych, a nawet pogodzić się z utratą środków UE na inwestycje wodne, w tym tak potrzebną retencję. Ale warto uświadomić sobie też, że tym razem ani długotrwałych upałów, ani dramatycznego letniego deficytu wody nie można jednak traktować jako incydentu na poziomie  ryzyka stuletniego. Zjawiska te mają charakter zmiany systemowej, do której system elektroenergetyczny  musi  się dostosować  w sposób racjonalny, a nie poprzez ekstensywną rozbudowę  zasobów funkcjonujących poprawnie w innej rzeczywistości.

Rozwiązaniem na niezbilansowanie krajowej  podaży i popytu energii elektrycznej jest rozproszona z zróżnicowana technologicznie energetyka odnawialna, a w szczycie letnim - przede wszystkim energia słoneczna.

Problem polega jednak na tym, że w obecnej sytuacji dostosowanie się energetyki do najbardziej racjonalnych, sprawdzonych i powszechnych w UE  rozwiązań takich jak fotowoltaika wcale nad zagotowaną wręcz Wisłą nie jest oczywiste. Decydenci i silne grupy wpływu nie mają interesu w zmianie i nawet dobitny fakt potwierdzający niezbicie ze cieplna elektrownia węglowa nie zapewni bezpieczeństwa energetycznego,  sam w sobie może okazać się niewystarczający do dokonania koniecznych zmian w niezmienianej od niemalże 15 lat polityce energetycznej.

Warto zatem przypomnieć, że koncepcja centralnej, państwowej elektrowni cieplnej kompromituje się także na polu ekonomicznym (trwałą utrata  konkurencyjności z energią z UE) i środowiskowym. Wobec długotrwałego i jednocześnie coraz bardziej dziwnego konsensusu politycznego na rzecz energetyki – tu przepraszam za generalizowanie - drogiej, brudnej i niebezpiecznej, nawet tak negatywna ocena wielokryterialna nie pomoże, o ile nie nastąpi kompromitacja realizowanej przez ostatnie pięć rządów koncepcji energetycznej (niemalże doktryny) także w sensie wyborczym. Ostatecznie zdecyduje kryterium opinii publicznej, o ile taka opinia odpowiednio wybrzmi. Kumulacja wyraźnie już widocznych porażek dotychczasowej energetyki musi wkrótce wywołać reakcje społeczne spowodowane zarówno niezadowoleniem przemysłowych odbiorców energii ze względu na brak zdolność energetyki do zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa energetycznego jak i obywateli niechętnych  etatyzacji i tworzeniu enklaw dobrobytu w energetyce państwowej przy jednoczesnym ponoszeniu kosztów  przez pozostałe grupy społeczne.

W kryzysowemu dniu 11 sierpnia cena energii na giełdzie skoczyła dziesięciokrotne (do 1400 zł/MWh), państwowe koncerny w sytuacji deficytu energii  w ciągu kilku godzi  zarobiły extra 10 mln  zł, a odbiorcy energii w kolejnym dniu – już przy 20-tym stopniu zasilania - dodatkowo ponieśli w kilku godzinach ok. 100 mln zł  strat z powodu ograniczeń w dostawach energii. W obecnym modelu regulacyjnym i modelu biznesowym monopolu energetycznego sprawdza się zatem zasada socjalistycznego ideologa „im gorzej tym lepiej”.  Nie może jednak  długo trwać sytuacja w której bardzo dobrze zarabia 10 tys. osób na najwyższych posadach w państwowej energetyce i administracji, dobrze zarabia 100 tys. osób (etatowych pracowników kompleksu paliwowo energetycznego), a płaci za to cała reszta społeczeństwa, która nie zna dnia ani godziny kiedy zabraknie prądu. Jeżeli odbiorcy energii i podatnicy teraz stanowczo nie zareagują i nie wywołają koniecznej zmiany, wszyscy zamiast stać się aktywnymi klientami na rynku energii, staną się elementem klientelizmu w energetyce (momentami będą musieli błagać o jakiekolwiek dostawy energii nawet po najwyższej cenie) lub żebrząc za pracą szukać poparcia politycznego do coraz krótszej  ławki posad w energetyce.

PS. Wygląda na to, że ryzykowane wołanie w poprzednim wpisie na blogu „odnawialnym” o mały, niezbyt rozległy i  przynajmniej częściowo kontrolowany blackout zostało spełnione w ciągu zaledwie dwu tygodni. Teraz cud nawrócenia w polityce energetycznej (najpierw uruchomienie exit strategy) musiałby się stać w ciągu dwu najbliższych przedwyborczych miesięcy, bo potem w efekcie kolejnych nietrafionych politycznych deklaracji w starym stylu, jeszcze trudniej będzie wyrwać się z kolein w które energetyka wpadła aż po osie.